Kiedyś, kiedy wróbelki zaćwierkały, że to będzie nasze gniazdko, a inne kruki i wrony chciały nas za to rozdziobać, taras wyglądał tak:
właściwie to nie wyglądał wcale, był w naszych głowach ... marzeniem
Wiem, jesteśmy wariatami - Don Kichot i Dulcynea, ale dobrze nam z tym :)
Najpierw był miejscem składowania gruzu, potem gdy otrzymał "kapelusz" składowaliśmy wszelkie odpady remontowe tudzież "przydasie"
Oj będzie taras... Wreszcie nadszedł na niego czas....
Oczywiście to była jakaś namiastka i bardziej "chciejcza" jak rzeczywista, ale każdy krok w stronę realizacji marzenia cieszył prawie jak sama realizacja.
Wariatom trzeba stopniować emocje....:)
Krawężniki wkopane, fundamenty zabezpieczone folią, zaopatrzenie materiałowe zrealizowane
-oj będzie taras!
Ktoś mógłby powiedzieć: Babo! to są jakieś wykopaliska i burdel z wersalką na środku...
No może i tak, ale wariaci widzą świat inaczej.... :)
"Jej wysokość płaskość zagrabana".
I pierwsza przymiarka .....
Beton zdylatowany jeszcze będzie przez parę dni podlewany, ale pięknie jest!
Pan Majster (mistrz drugiego planu) zadecydował, że dziś jeszcze mini taras trzeba wykonać .... :)
Mówiłam!: szczęście trzeba porcjować...
Nawet rury "od-rynnowe" wkopane tak, by nawadniały roślinność - ważne, żeby zaplanować to przed ułożeniem lub w trakcie układania krawężników.
TARAM! - wyszłam na taras........i nie wrócę więcej.......!
Jak już tak piknie zrobiło się pod nogami, to trzeba zrobić piknie nad głową ...:)- Noblesse oblige!....
Wymyśliłam sobie poszarzyć belki białym impregnatem zobaczymy co z tego wyjdzie......,
na razie zeszlifuję poprzedni, żeby wydobyć rysunek drewna.
No to dawaj, chodź!
Zaczęliśmy od kabli - bo to przecież nasz konik remontowy :)
Plątanina dla prądu i światła.
Zanim zaczęliśmy montaż trzeba było przyciąć deski i je zabezpieczyć z obu stron. Najbardziej namęczyliśmy się przy pierwszej desce- musiała wejść pod blaszaną wykończeniówkę dachu, a ta za nic w świecie nie chciała się odchylić. Przy pomocy szpachelek śrubokrętów i innych daliśmy radę :)
Potem już szło gładko.
Gładko, aż do momentu gdy brakowało drabin...
Wtedy korzystaliśmy z uprzejmości dachu garażowego, a śruby przykręcane były prawie w powietrzu....
Momentami w użyciu były 3 drabiny, stół, stołek i dach....
Jestem dumna z mojego męża, bo to głównie jego zasługa, ciężka praca i determinacja spowodowały, że ten taras tak szybko powstał.
Efekt jest: piknie też nad głową.
Nasza nieruchomość ma ten zaszczyt posiadania dosyć dużego, bo prawie 1 metrowego spadku, który szczególnie przy montażu podbitki dal się we znaki, a przy wytyczaniu tarasu stworzył "skarpę do zagospodarowania".
Z jednej strony taras kończy "trawa".
Z drugiej skarpa.....
Pomysłów było wiele, nawet schody były już wkopane. Ostatecznie jednak została "leśna skarpa"
A schody, a właściwie jeden "schod" stworzone z belek (z domu) i kamulców (wydobytych przy kopaniu szamba). Cudna kompozycja.