niedziela, 7 grudnia 2014

Listopad stał się wrześniem, a Andrzejki przeprowadzką....

Witajcie,

Troszkę z opóźnieniem, ale gdy się ma tylko jedną głowę, dwie ręce i dwie nogi to tak to wygląda - sen sam upomni się o swoje, gdy zmęczenie przekroczy granice.

Miło mi napisać wszystkim "czytaczom" : Nadejszła wiekopomna chwila......

PRZEPROWADZILIŚMY SIĘ!!!


Nastał okres, w którym w końcu trzeba było włączć ogrzewanie na stałe, a skoro mamy grzać, to niech to nie będzie tylko powietrze....
Zapadła decyzja: przeprowadzamy się w sobotę: zrganizowaliśmy wielkogabarytowy pojazd z kierowcą i nawet niespodziewany pomocnik się znalazł - za co ogromnie Jaca dziękujemy :)
Wszystko przebiegło bardzo sprawnie: dwa kursy i dwa wielkie bajzle do sprzątania.... Jeden do ogarnięcia na już, bo przecież musimy jakoś mieszkać, a drugi do ogarnięcia w czasie...

Najzabawniejsze anegdoty tej sobotniej akcji:

Jedna: kiedy moja druga połówka mówi:

-Wzięłaś pilota? Bez niego nie da się ustawić telewizora, a dzisiaj mecz.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo miałam wziąć same najpotrzebniejsze rzeczy.... :)
Oczywiście mecz był na drugi dzień i nie obyło się bez wycieczki, ale przy okazji zabrało się trochę innych rzeczy.

Druga: kiedy nasz biedny i zagubiony kot Teodor postanowił się schować .... gdzie? otóż w najbardziej ciemne i dosyć małodostępne miejsce jakim jest kominek! Poszłam po chrust, a kiedy wróciłam i chciałam włożyć gałązki do kominka, zobaczyłam zdziwione wielkie jak guziole kocie oczy..... Potem schował się do mojej szafy i przestraszył mnie jak rano chciałam wyjąć dresy.....


 Trochę dalej mamy do pracy i trochę wcześniej trzeba wstać, pamiętać żeby mieć przy sobie latarkę, odblaski i zmienić nawyki zakupowe - raz w tygodniu i z listy :) To akurat na "+++".
Ja jeszcze na tym etapie nie jestem - wczoraj pojechałam na zakupy spożywcze, a przyjechałam do domu ze stołem :) i z zakupami.
Oczekując na zamówione łóżko śpimy na dmuchanym materacu, dzieci na szczęście mają swoje łóżka. Z większych zakupów zostaje pralka i narożnik do salonu, krzesła na razie są (co prawda każde "z innej parafii" ale jest sztuk 7 + 2 fotele)

Ale fajnie jest odetchnąć, że... w końcu człowiek-robotnik:

- może cieszyć wszystkie zmysły tym, czego sam własnoręcznie dokonał, na co tak długo czekał i to już nie jest takie bezpłciowe tylko DOMOWE...

- zamieni swoje dotychczasowe buty ze wzmocnionymi blachą noskami na ciepłe kapcie, a w ręku zamiast młotka, śrubokręta, szpachelki czy metra tudzież poziomicy będzie trzymał kubek ciepłej herbaty lub grzanego wina;

- sobotni poranek zaprzątać będzie myślami o pierwszeństwie śniadania nad kawą, zamiast o szybkości wykonywania prac z zakresu ogarniania domu, dzieci, zakupów, gotowania przed wyjazdem na budowę...

- może liczyć na jakiś wolny weekend... przecież nie musi już jechać na budowę...
 oczywiście nie łudźcie się prędko to nie nastąpi, bo przecież jeszcze tyle rzeczy trzeba dokręcić, dokupić i poprzestawiać, a ile jest tymczasowych, które chciałoby się wymienić, bo już nie pasują...


Czas przeprowadzki i tuż po niej, jest niewątpliwie bardzo specyficzny, w którym każdy się czuje niby zorganizowany, a jednak trochę zagubiony i przy tym bardzo zmęczony.
Musi więcej czasu poświęcić na odnajdywanie rzeczy zanim się nauczy ich miejsc przechowywania, a już nie mówię o pokonywanych przy tym kilometrach.

My osobiście czujemy się na razie jak na jakimś zimowym wyjeździe do wynajętego domku - część rzeczy w walizce (kartonach), a część na półkach - te pierwszej potrzeby... :)
Zabawne uczucie, ciekawe jak długo się utrzyma.
:)
W grudniu zaczął się remont, a dwa lata później też w grudniu staliśmy się mieszkańcami...










poniedziałek, 24 listopada 2014

Szambo


Ostatni element układanki - podstawowy wymóg teraźniejszego budownictwa.
U nas: betonowa dziura w ziemi czyli szambo.
Ostatni moment na wykopki...






Niestety posiadam tylko zdjęcia postfactum, mimo że błotne pobojowisko to chyba nie jest powód do chwały to jednak dla nas "swiatełko w tunelu", bo to oznacza, że można już delikatnie mówiąc ... korzystać z kanalizacji:)




 Widoki za oknami spędzają sen
z powiek - z każdej strony domu błoto - panowie koparkowi próbowali znaleźć odpowiednie miejsce na zwózkę ziemi...


KOSZMAR... czekamy na mróz.

niedziela, 16 listopada 2014

wisienka


Zmienił nam się widok za oknem diametralnie, jak w krainie dinozaurów....




Kręgi są przeogromne, wiedzieliśmy to ale rzeczywistość znów nas zaskoczyła.......
Zresztą wszyscy przejeżdżajacy obok nie pozostają obojętni na ten widok :)









 Dla naszego syna jest to super tor przeszkód

Salon z przeszkodami

Przyszła kolej na "ostatnią paróweczkę Hrabiego Kenta" - nasz salon.

Nie będzie jeszcze tak kolorowo..., bo zostanie jednak wisienka na torcie - szambo :)

Jak w każdym pomieszczeniu szlifowaliśmy gładzie, a potem zagruntowaliśmy ściany przed przystąpieniem do malowania. Sufit na biało 3 razy - pięknie świeci.....

















Zabraliśmy się za ściany i ..... czarna rozpacz - farba odchodziła razem  z warstwą gładzi.





Po prostu masakra jakaś, w niektórych miejscach była dziura do samej płyty GK.
Zrobiła się struktura zamiast gładzi....

Do dzisiaj nie wiem co się stało, ale po wypróbowaniu różnych modeli wałków wzięłam zwykły ławkowiec i jakoś poszło. Nie mniej jednak jedna ściana jest do przeróbki - może na wakacjach....


Efekt końcowy podoba mi się bardzo, mój mąż mówi, że wyszła : klubo-kawiarnia... :)







Niech będzie: Klubo-kawiarnia, jest klimatycznie i bardzo ciepło, jak na tę porę roku i nierozpoczęty jeszcze w pełni sezon grzewczy.


 Nasz salon w końcu otrzymał swój charakterystyczny detal : prl-owskie kinkiety kupione okazyjnie na długo przed remontem.....:), oświetlające trochę drewnianej historii.
 Zawisną tam zrobione w sepii, zdjęcia z okresu przed i w trakcie remontu.
Myślę, ze będzie ciekawie....







Łazienka "Solskich" - ostatnie szlify

"Solscy" zamontowali wodospad nad wanną oraz szafkę z umywalką.
Łazienka można rzec jest gotowa. Z czasem "wstawią" się między łazienkę a pom. gospodarcze drzwi przesuwne z lustrem od strony łazienki.



Wodospad nad waną - takie ustrojstwo umyśleliśmy sobie zamiast zwykłej baterii. Jak z wszystkimi innowacjami w naszym domu nie obyło się i tym razem bez "drogi przez mękę".

Zamontowane "przejściówki" - takie dziwnie wygięte nakrętki łączące rurkę od wody w ścianie z baterią - najpierw nie pasowały rozmiarem. Jak zakupiliśmy prawidłowe, to nie pasowały długością - koniec kranu tzn. talerza wodospadu wypadał w środku wanny- można było z niego jeść leżąc w wannie....:)
Po wszystkich możliwych kombinacjach okazało się, że tak na prawdę to nie potrzeba żadnych przejściówek i można, a nawet trzeba przykręcić baterię bezpośrednio jeśli oczywiście chcemy, żeby to właśnie ona zbłysła nad wanną.



Z szafką poszło łatwiej...., wycięliśmy otwór i.... dopasowywaliśmy kilka razy.... :)
ale jest.....




niedziela, 9 listopada 2014

Łazienka na poddaszu

Trochę :) :) z opóźnieniem- patrząc na datę na zdjęciach :) prezentuję łazienkę na poddaszu.
Wstyd się przyznać, ale całkiem o niej zapomniałam - w sensie blogowym.
Zabieraliśmy się jak do jeża, żeby ją dokończyć, a to z powodów konstrukcyjnych przede wszystkim podłogi. W drewnianym starym domu konstrukcja stropu jest, że tak powiem dosyć lekka i niezbyt statyczna. U nas strop to sufit parteru z desek, a właściwie bardzo grubych i szerokich dech, przestrzeń ok 25 cm przykryta podłogą strychu z takich samych dech co sufit. Wycięcie fragmentu desek, żeby zainstalować w tej przestrzeni rurę kanalizacyjną dodatkowo osłabiło nośność i wzmogło ich ruchomość. Żeby było ciekawiej rura biegnie po przekątnej łazienki, wyzwaniem było też utrzymanie 2% spadku. Co zrobić, żeby się ta konstrukcja nie ruszała??? - jakiś koszmar.
Nie wiem czy dobrze to wytłumaczyłam, bo oczywiście są to dywagacje Blondi na temat podłogi..., bo przecież nie jestem ekspertem, ani fachowcem  - jedynie obserwatorem.... I z tych obserwacji wniosek był taki: brak pomysłu co mamy dać na podłogę i czy nie wpadniemy z nią i klozetem piętro niżej, to by były jaja......,ale o tym  za chwilę.
Na zdjęciu poniżej podłoga "dechowa" została przykryta płytą mdf, żeby była w jednym kawałku i żeby przykryła rurę. Jest też postep prac na ścianie - płytki,  kaloryfer i odczyszczona belka konstrukcji dachu.


Miejsce wypełni lustro - jest to sciana kominowa- mam nadzieję, że nie będzie pękać....
Stwierdziłam, że takie lustro w sklepie będzie kosztowac majątek, więc kupimy u szklarza i przykleimy równo z glazurą. Dla chcących zastosować takie rozwiązanie - jedna uwaga: poproście szklarza o dystanse, zwane przez nas "ciukami" tzn. paski pozostałe po docince tafli. To je, przykleja się do ściany, a potem do nich taflę lustra.






Miejsce pod lustrem wypełni umywalka :):):)
tak za dużo, to go znowu nie ma :)
Wracając do tematu z początku posta;
wklejam to zdjęcie, żeby pokazac miejsce pionu kanalizacyjnego - jest dokładnie pod umywalką.


Po kilku konsultacjach u głównego majstra rodziny wymyśliliśmy sposób "na Alcybiadesa".
Zrobiliśmy betonowy sześcian (30 cm x 30 cm) wokół wystającej ponad podłogę części rury - zdało egzamin rura się nie rusza.
Tymczasowo ściągnęliśmy kaloryfer.
Położyliśmy kratownicę  i wylaliśmy samopoziomującą wylewkę izolując wszystkie szczeliny, aby nie uciekła w dół.

















Zrobiło się nawet stabilnie, położyliśmy płytki, zamontowaliśmy "tron" i kaloryfer wrócił na miejsce.
Był jeszcze epizod z "upiększeniem" ścian bez glazury. Zachciało nam się struktury. Zakupiliśmy malutkie pudełeczko z efektem 3 D - dekoracja miała być w kolorze biało-srebrnym z czerwonymi ziarenkami piasku. Ściany wyglądały jakby pomalowane gnojówką, wieczorem dodatkowo z odbijającymi światło drobinkami .... - więc efekt był naprawdę 3 razy do D...

Dodatkowe zakupy i robota, ale samopoczucie poprawione.





















Lustro na miejscu, można się przeglądać - nawet czyste...:)


Jeszcze drobna kosmetyka czyli przetrzeć płytki z pyłu pofugowego i instalacja kranu.
2 miesiące zeszło na pomieszczenie metr na metr - i jak tu nie wierzyć parafrazując słowa piosenki "im mniej ciebie (powierzchni) tym więcej (roboty), jak to jest możliwe...."


piątek, 7 listopada 2014

Przedpokój - klatka schodowa


Przyszła pora na "upięknianie" otoczenia na wysokości oczu. Zazwyczaj wychodzi to z różnym skutkiem: raz lepszym raz gorszym, w kżdym razie upiększający zawsze ma nadzieję, że jego wena twórcza jest jedynie słuszna i będzie doceniona....

 Moja, natomiast w przypadku przedpokoju zsmakowała w soczystej pomarańczy, a to z powodu aury za oknem.
Oczywiście wyszło jak wyszło- czyli jedynie słusznie :), ale oczy są pocieszone - jak zmieni się aura za oknem może trzeba będzie dokonać aktualizacji.














Jak już tak pojechaliśmy z kolorem do góry, to trzeba było zrobić porządek z podłogą, tzn. ją w końcu położyć.
Było to celowe działanie, żeby oszczędzić siły - potrzebne na sprzątanie oraz materiały - w postaci folii ochronnej.
Przyjemne z pożytecznym...















 Nie obyło się bez problemów, bo easy click, jak już wcześniej pisałam nie jest wcale takie izi.... jak większość czynności w naszym domu.
To krzywo, to pióro nie w tą stronę, to skosy i ciężko dociąć, to się niedokładnie kliknęło i szpara powstała - trzeba rozbierać i cała układanka od nowa... i takie tam "rozterki młodego majsterkowicza"....

Oczywiście wyszło jak ? : jedynie słusznie :) i oczy są pocieszone.










sobota, 1 listopada 2014

Ganek

Ganek co prawda miał być zrobiony na końcu, ale tak jakoś się rozpędziliśmy i wypadł w środku...
Największa "krzywizna" naszego przybytku - praca jaką wykonał przy nim mój mąż to naprawdę majstersztyk i duma.

Podwiesić sufit do ledwo trzmających się desek, przymocować proste płyty do wypaczonych narożnych drewnianych słupów i zachować kąty.... przyznacie, że trzeba mieć odwagę :)



Udało się nawet wpuścić instalację oświetleniową, co nie zawsze było takie proste i oczywiste w tym domu.




































Trochę historii    sprzed 2 lat....                                                i sprzed roku

 I trochę przyszłości, wybraliśmy kolor .... i dlaczego był to szary ?:)















Działa..... :)






















Jeszcze brakuje parapetów, które są już oczywiście wycięte z desek szalunkowych, ale wymagają oszlifowania i nałożenia lazury i będą wyglądały jak te w sypialni ....:)