niedziela, 2 czerwca 2013

Drzwi

Bardzo podobały się wszystkim wizytującym "nasz zakup" - drzwi, zresztą nam też, dlatego postanowiliśmy wydobyć z nich więcej i zaczęliśmy od tych z szybkami - najtrudniejszych - jeśli wiecie co mam na myśli.. Najpierw były u wejścia do kuchni - będą u wejścia do sypialni (szybki będą mleczne g woli ciekawości)
Oto one:



Potem stały sobie oparte o ścianę to tu, to tam przestawiane.

 W końcu przyszła na nich pora:
najpierw potraktowane preparatem do "ściągania farby", który ma chyba zastosowanie tylko do niedawno malowanych powierzchni- czyli, jakby tu powiedzieć.... wprost przeciwnie do przedmiotów będących w naszym domu.
Następnie wypróbowaliśmy szlifierkę - chcieliśmy zobaczyć, czy działa i.... zadziałała - drzwi pokazały swoją ciepłą barwę.

Potem (czego nie uwieczniliśmy na zdjęciach, by oszczędzić widoku oczom wrażliwym) potraktowaliśmy opalarką warstwy farby w kolorze kości słoniowej wieku dojrzałego, od tych 10- cio letnich, przez te 80-cio letnie, aby dotrzeć do do "gołego" drewna. Oczywiście te najstarsze "panie" - bardzo przywiązane do swego partnera, wcale nie kwapiły się do rozstania tym bardziej, że próbowaliśmy siłowego rozerwania więzów : za pomocą ogromnej szpachelki - nieco za dużej.

Tak wyglądają teraz.... Jak to powiedział mój mąż: jak od piwnicy.
Po wizycie w sklepie i zakupie dużej ilości szpachelek różnej szerokości lub innych przyborów do drewna ponowimy czynności wymagające cierpliwości i precyzji czyli opalanie. Potem przyjdzie pora na szlifowanie, szklenie i olejowanie.
Podsumowując: wykonaliśmy dzisiaj dużo nikomu niepotrzebnej roboty....:)
ale warto było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz